Michael Claxton rozpoczął pracę w PGE Turowie Zgorzelec w sezonie 2016/2017. Wówczas przez całe rozgrywki pełnił rolę asystenta w sztabie szkoleniowym. 28 listopada 2017 roku, po odejściu Mathiasa Fischera do niemieckiego Walters Tigers, Amerykanin objął natomiast posadę pierwszego trenera zgorzeleckiego zespołu.
- Miałem wielkie szczęście, że w trakcie sezonu otrzymałem szansę przejęcia drużyny jako jej pierwszy trener. Nie żałuję żadnego momentu i ani jednej sekundy pomimo wyzwań i problemów jakimi były zmiany zawodników, trenera, a także samego prezesa klubu na początku rozgrywek. Jestem zadowolony z pracy, którą wspólnie wykonaliśmy jako klub i drużyna. Zamierzam wykorzystać nabyte tu doświadczenia w przyszłości. Uważam, że odnieśliśmy sukces, ponieważ cały czas trzymaliśmy się razem. Jestem dumny z tego, że udało się wyciągnąć to, co najlepsze z całego zespołu, a nie tylko z poszczególnych graczy - przyznaje Michael Claxton.
Miniony sezon był dla Amerykanina debiutem w roli pierwszego szkoleniowca na poziomie ekstraklasowym. Dotychczas swój największy sukces na ławce trenerskiej odniósł bowiem w 2015 roku, kiedy to wspólnie z drużyną S.C. Rist Wedel zdobył wicemistrzostwo ligi Pro-B. Pomimo stosunkowo małego doświadczenia, Michael Claxton jako pierwszy trener od trzech lat doprowadził PGE Turów do gry w rundzie play-off. Pod jego wodzą zgorzelczanie wygrali łącznie 12 z 25 rozegranych spotkań.
- Nie miałem co prawda wcześniej doświadczenia w trenowaniu zespołu na tym poziomie, ale koszykówka to koszykówka. Oczywiście im wyżej, tym więcej detali i różnic w atletyzmie i sile, ale moje podejście do gry i filozofia się nie zmieniają. Jedną z rzeczy, które poznałem, jest to jak bardzo wyrównana jest polska liga od pierwszej do ostatniej drużyny. Gdybym miał się cofnąć, to na pewno bardziej skupiłbym się na środkowych fazach meczów, gdyż w spotkaniach, które powinniśmy wygrywać, o zwycięstwach decydowało jedno lub dwa posiadania. Uważam, że mieliśmy potencjał na zajęcie wyższego miejsca w tabeli niż ósme - przyznaje 42-latek.
- Od początku pracy w PGE Turowie czułem się w Zgorzelcu bardzo komfortowo wraz z całą moją rodziną. Byłem dobrze traktowany przez kibiców i całą lokalną społeczność. Upatrywałem szansy zbudowania czegoś dużego w oparciu o tutejsze koszykarskie tradycje i kulturę wygrywania. Szanuję decyzje klubu, ale nie ukrywam, że jednocześnie jestem rozczarowany. Mam zamiar skupić się jednak na wykonaniu kolejnego kroku w mojej profesjonalnej karierze, a w międzyczasie nadrobić stracony czas z rodziną.
- W tej chwili trudno powiedzieć mi jaki kierunek kariery obiorę. Zamierzam kontynuować pracę na najwyższym poziomie, na jakim będzie to możliwe. Chcę współpracować z profesjonalistami. Udowodniłem, że jestem w stanie prowadzić drużynę do sukcesów na tym koszykarskim poziomie. Mam nadzieję, że inny klub dostrzeże to we mnie i da mi szansę na rozpoczęcie nowego rozdziału - dodaje Michael Claxton.
Przyczyny podjęcia decyzji o braku kontynuowania współpracy z amerykańskim szkoleniowcem tłumaczy Mirosław Kabała, prezes PGE Turowa Zgorzelec:
- Po dwóch sezonach niebytu w play-off tegoroczny awans do ćwierćfinału jak najbardziej powinno traktować się w kategorii progresu sportowego. Uważam jednak, że zespół z tym składem stać było na zapewnienie sobie gry w play-off jeszcze przed ostatnią kolejką rundy zasadniczej. Z jednej strony pokonywaliśmy na własnym parkiecie klasowe drużyny z czołówki tabeli, ale z drugiej przegrywaliśmy równie ważne dla nas pojedynki z Asseco Gdynia, GTK Gliwice, AZS-em Koszalin, czy Treflem Sopot. Doceniamy pracę trenera Michaela Claxtona, gdyż podjął się przejęcia drużyny w niełatwym dla niej momencie. Mike jest jednak na początku swojej profesjonalnej kariery, a my zamierzamy powierzyć zespół trenerowi z nieco większym doświadczeniem, innymi założeniami, filozofią i stylem prowadzenia gry. Z trenerem Claxtonem podaliśmy sobie ręce i rozstajemy się w zgodzie. Życzymy mu powodzenia w dalszej karierze.