PGE Turów Zgorzelec w 19. kolejce EBL zagrał 4 lutego we Włocławku z Anwilem. Po trzech porażkach z rzędu pojechaliśmy do "Hali Mistrzów" na starcie liderem tabeli. Byliśmy osłabieni brakiem Stefana Balmazovicia, który od meczu w Gliwicach narzekał na uraz mięśniowy. Zgodnie z oczekiwaniami, gospodarze praktycznie cały czas mieli to spotkanie pod kontrolą. Znów zawiodła nas ofensywa, która jeszcze niedawno była przecież naszym atutem. W obronie po raz kolejny zagraliśmy fatalnie i nie mogło to dać innego rezultatu niż porażka. Polegliśmy 98-74 i nie mieliśmy praktycznie żadnych szans na zwycięstwo. W "czarno-zielonych" barwach wyróżniali się Kacper Borowski z 17 punktami na koncie i Brad Waldow z 10 punktami i 11 zbiórkami. Liderem Anwilu był Ivan Almeida, Portugalczyk zaliczył 17 "oczek" i 8 zbiórek.
Od samego początku nie byliśmy w stanie zatrzymać włocławian, gospodarze byli bardzo skuteczni i łatwo znajdywali czyste pozycje. Na nasze szczęście nie grali zbyt dobrze w obronie, dużo faulowali i dawali nam sporo rzutów wolnych. Staraliśmy się dużo grać pod kosz, co przynosiło całkiem dobre efekty. Niestety w drugiej części kwarty proste straty i dziurawa jak ser szwajcarski obrona nie pozwoliły nam utrzymać wyniku na styku. Wsad Ivana Almeidy, który wbiegł sobie w "pomalowane" bez najmniejszego problemu ustalił wynik pierwszej części spotkania na 31-19
Zupełnie nie graliśmy zespołowo, zaliczyliśmy trzy asysty, "rootweilery" w tym samym czasie dwanaście.
W drugiej kwarcie wreszcie postanowiliśmy zagrać w obronie, zmusiliśmy Anwil do strat i niecelnych rzutów. Trzeba też jednak przyznać, że często pomagała nam nieskuteczność rywali. Dzięki temu udało nam się wygrać drugą część spotkania 17-14. Włocławianie dalej jednak kontrolowali wynik i spokojnie prowadzili do przerwy 45-36. Brakowało nam skuteczności w rzutach za trzy punkty, trafialiśmy na skuteczności 20%. Dla porównania w całym sezonie ponad 40% naszych rzutów znajduje drogę do kosza. Na szczęście "w grze" utrzymywały nas rzuty spod kosza, warto pochwalić na przykład Jacka Jareckiego, który zdobył w pierwszej połowie 10 "oczek". Mimo tego, byliśmy gorsi właściwie pod każdym względem i widać było różnicę klas obu zespołów.
Po przerwie gra początkowo była wyrównana, Anwil utrzymywał swój poziom dobry ofensywy. W Turowie świetnie grał Kacper Borowski, zdobył osiem pierwszych "oczek" dla "czarno-zielonych". W pewnym momencie zbliżyliśmy się nawet na pięć punktów, gospodarze prowadzili już tylko 55-50. Niestety, następne cztery minuty przegraliśmy 16-4. W tym momencie mecz właściwie się skończył, przed czwartą kwartą na tablicy widniał wynik 71-54.
Ostatnią odsłonę meczu zaczęliśmy tak samo tragicznie jak kończyliśmy poprzednią, pierwsze dwie minuty gospodarze wygrali 10-1. Do końca czasu gry nie wydarzyło się też nic znaczącego, Anwil spokojnie utrzymywał przewagę i właściwie robił z naszą obroną co chciał. Wynik 98-74 po raz kolejny pokazał, że kompletnie nie potrafimy bronić, a do tego mamy ostatnio problemy w ataku.
Czwarta porażka z rzędu, spadek na ósme miejsce w tabeli i w perspektywie mecz z Polskim Cukrem Toruń... Dużo musi się w tej drużynie zmienić, jeśli chcemy chociaż powalczyć o play-offy. Nie dość, że od początku sezonu nie bronimy, to ostatnio straciliśmy sporo atutów w ataku. Przestaliśmy być tak groźni "zza łuku", w poprzednich czterech spotkaniach trafialiśmy 37%, a to znacząco mniej, niż zwykle. Dobrze nie jest również z rozegraniem. Popełniamy zbyt dużo strat, nie mamy w zespole gracza, który potrafi uspokoić grę. Rod Camphor gra szybko i mało odpowiedzialnie, przez to popełnia średnio aż trzy straty na mecz. Jakub Koelner ma ogromne problemy z panowaniem nad piłką, trenerzy drużyn przeciwnych każą go naciskać na całym boisku, a ten kompletnie sobie z tym nie radzi. Na pozycjach podkoszowych również nie jest dobrze, stały i dobry poziom prezentują Waldow i Borowski. Niestety Karolis Petrukonis poza dobrym meczem w Gliwicach, który był chyba "przypadkowy", gra po prostu fatalnie i wygląda na zagubionego na parkiecie.
Już 10 lutego mamy domowy mecz z Polskim Cukrem Toruń, o zwycięstwo będzie bardzo ciężko, ale miejmy nadzieję, że uda się nam przełamać złą passę.
Anwil Włocławek - PGE Turów Zgorzelec 98:74 (31:19, 14:17, 26:18, 27:20)
Anwil: Ivan Almeida 17, Josip Sobin 14, Paweł Leończyk 12, Jarosław Zyskowski 12, Szymon Szewczyk 12, Ante Delas 9, Quinton Hosley 8, Michał Nowakowski 7, Jaylin Airington 4, Kamil Łączyński 3, Rafał Komenda 0, Damian Ciesielski 0.
PGE Turów: Kacper Borowski 17, Cameron Ayers 15, Jacek Jarecki 10, Brad Waldow 10, Rod Camphor 9, Bartosz Bochno 4, Jakub Patoka 4, Karolis Petrukonis 3, Jakub Koelner 2, Michał Lichnowski 0.