W tym meczu mieliśmy nawet 20 „oczek” przewagi i wydawać się mogło, że Tury odniosą zwycięstwo bez najmniejszych problemów. Gospodarzom udało się jednak zniwelować straty i walczyć niemal do samego końca. Czarno-zielonych do zwycięstwa poprowadził amerykański duet Ayers-Waldow, pierwszy zdobył 21 "oczek", a drugi dołoży 19 punktów i 10 zbiórek. Liderem "legionistów" był Anthony Beane, który zapisał na swoim 22 punkty.
Turów od początku spotkania dążył do wykorzystania przewagi pod koszem. Często podawaliśmy do dobrze ustawionych Bradleya Waldow i Kacpra Borowskiego, Legia nie potrafiła tego zatrzymać. Po celnych rzutach wolnych „Boro” w połowie pierwszej kwarty prowadziliśmy 12-7. Niedługo potem na boisku pojawili się rezerwowi, wywołało to chwilowy przestój w naszej grze i doprowadzenie do remisu 12-12. Następnie jednak, po serii dobrych akcji Stefana Balmazovicia, odskoczyliśmy rywalom i ostatecznie wygraliśmy tę część meczu 21-12.
W drugiej kwarcie graliśmy dalej swoją koszykówkę i systematycznie powiększaliśmy przewagę. Gdy obie drużyny schodziły na przerwę, tablica pokazywała wynik 42-24 dla zgorzelczan. Byliśmy lepsi od gospodarzy w każdej statystyce i nic nie wskazywało na zmianę obrazu gry. Świetnie spisywał się Brad Waldow, który zapisał na swoim koncie 15 punktów i 4 zbiórki.
Drugą połowę rozpoczęliśmy dobrze i po świetnej grze Camerona Ayersa prowadziliśmy 52-32 po niecałych trzech minutach. Wtedy jednak nasza gra się posypała. Zaczęliśmy mieć problemy z zebraniem piłki w obronie. To w połączeniu z lepszą skutecznością gospodarzy pozwoliło im znacznie zniwelować straty. Wynosiły one w pewnym momencie już tylko 7 punktów, a przed ostatnią częścią spotkania mieliśmy wynik 61-51 dla Turowa. W tej kwarcie spadła nasza skuteczność zarówno za dwa jak i za trzy, na dodatek przegraliśmy walkę o zbiórki 8-16.
W pierwszej połowie czwartej kwarty żadna ze stron nie potrafiła przejąć inicjatywy. Gra toczyła się „kosz za kosz”, a przewaga cały czas oscylowała w granicach 7-10 punktów. Na niecałe 3 minuty przed końcem dwa razy zza linii 6,75 celnie przymierzył dla gospodarzy Piotr Robak, Legia zbliżyła się na 4 "oczka. Potem jednak obie drużyny miały problemy z trafieniem do kosza, a kluczowa okazała się akcja Kacpra Borowskiego. Nasz silny skrzydłowy zebrał piłkę w ataku i wymusił faul przy rzucie, dodatkowo trener gospodarzy - Tane Spasev został ukarany przewinieniem technicznym za protesty.
W 15 sekund ze stanu 73-69 zrobiło się 77-69 i biorąc pod uwagę, że pozostawało tylko 55 sekund do końca można powiedzieć, że "Boro" przesądził o losach tego spotkania. Warszawiacy próbowali jeszcze faulować, jednak nie na wiele się to zdało - mogliśmy się cieszyć z wygranej i awansu do turnieju finałowego Pucharu Polski. Odbędzie się on w Warszawie w dniach 15-18 lutego. Weźmie w nim udział 7 najlepszych do tej pory zespołów i Legia jako gospodarz.
Niedzielne, wyjazdowe zwycięstwo na pewno cieszy i jest dobrym podsumowaniem pierwszej połowy sezonu. Trzeba jednak powiedzieć, że nie powinniśmy pozwolić w tym spotkaniu na nerwową końcówkę. Na pewno nie, grając z Legią, która nie wygrała jeszcze w tym sezonie i jest murowanym faworytem do spadku z ligi. Szczególnie, że mieliśmy dużą przewagę i wystarczyło ją utrzymać.
14 stycznia gramy u siebie z TBV Startem Lublin, z którym przegraliśmy już w tym sezonie. Jeśli chcemy wygrać, musimy zagrać lepiej, a przede wszystkim utrzymać koncentrację do końca.
Legia Warszawa - PGE Turów Zgorzelec 71:81 (12:21, 14:21, 25:19, 20:20)
Legia: Beane 22, Wall 15, Mickelson 13, Robak 8, Selakovs 5, Wilczek 3, Andrzejewski 2, Tharpe 2, Kukiełka 1, Aleksandrowicz 0, Linowski 0.
PGE Turów: Ayers 21, Waldow 19, Balmazović 14, Borowski 14, Bochno 6, Camphor 3, Patoka 2, Petrukonis 2, Jarecki 0, Koelner 0.