Zawsze to miło, gdy w zgorzeleckiej hali pojawia się legenda Turowa! Wspomnienia fantastycznych meczów i wielkich sportowych emocji wracają wtedy same. Tak było i teraz, gdy pod dachem PGE Turów Areny stanął w roli trenera drużyny przyjezdnej Radosław Czerniak - jeden z twórców sukcesu zgorzeleckiej koszykówki, wspaniały zawodnik i szkoleniowiec, bohater zrealizowanego w ub. roku, pierwszego, pełnometrażowego filmu dokumentalnego o Turowie Zgorzelec i awansie klubu do ekstraklasy pt. „Ojcowie chrzestni”. Była wymiana uścisków i uśmiechów, a potem krzątaninę rozgrzewki uciął gwizdek na początek meczu i kurtuazja poszła w kąt. Zaczęła się gra, która w wykonaniu czarno-zielonych prezentowała się bardzo dobrze.|
Otworzyliśmy mecz dwoma trójkami - Rejmana i Krzemińskiego. Goście musieli odrabiać, a ponieważ spóźnialiśmy w obronie, szybko nas doszli i po trójce Beniera w piątej minucie zostaliśmy w tyle. Na szczęście lubinianie też nie mogli złapać rytmu, stanęli. A w szeregach zgorzelczan rozszalała się młodzież - Morawski raz celnie po faulu, potem za dwa, Krzemiński, trójka Sobkowiaka i na koniec dwa oczka Wierzbickiego. Świetnie wspomagał młodszych kolegów także Maciek Rejman. Szuch-puch i schodziliśmy na pauzę z pięciopunktową przewagą.
Druga kwarta... Cud, miód i orzeszki. Aż miło było patrzeć jak zasuwają nasze chłopaki. Znów otwarcie za trzy, znów w wykonaniu Rejmana. Za zdobywanie punktów wziął się też król strzelców 3LM Czarek Fudziak (już 262 zdobyte w tym sezonie punkty, średnia na mecz 23,82!). Dał drużynie w tej części gry w sumie 10 oczek. Dwie trójki dołożył też Dawid Stępień. Turów grał szybko, pomysłowo i nawet strefa postawiona przez gości nie stanowiła problemu. Na dwie minuty przed syreną na połowę, faulowany przy rzucie trzypunktowym był Krzemiński; wykorzystał dwa wolne i czarno-zieloni mieli już przewagę... 17 punktów, a minutę później, po celnej trójce tego samego gracza, dystans wzrósł do 18 oczek! Było 48:30. Trener Czerniak nie krzyczał, nie wściekał się. Rotował składem i tłumaczył. Był spokojny, jakby wiedział, że będzie dobrze. A jego podopieczni nie odpuścili ostatniej minuty. Podgonili wynik i zmniejszyli przewagę do 11.
I to by było na tyle, jak w przysłowiu - miłe złego początki. Trzecia kwarta w wykonaniu zgorzeleckich Turów to jakiś... dramat! Ale trzeba też przyznać, że przyjezdni perfekcyjnie nastawili celowniki zza linii 6.75 m. Sześciokrotnie dziurawili nam kosz z dystansu! My odpowiedzieliśmy… jedną trójką. Na pauzę przed ostatnią, jak się wtedy wszystkim wydawało, odsłoną wychodziliśmy wprawdzie jeszcze z trzypunktową przewagą, ale w głowach był już niepokój.
Całkiem zresztą słuszny, bo lubinianie chyba się wściekli z tymi rzutami z dystansu! Pierwsza minuta - trójka, druga minuta - trójka, piata minuta - trójka, dziesiąta minuta - trójka. Przegonili nas. Przechytrzali na zbiórkach! Dwie minuty przed końcem prowadzili już 80:73! Ale duch w zgorzeleckim narodzie nie zginął. Najpierw popisową dwójką spod kosza błysnął Fudziak, potem cztery punkty z rzędu zdobył Morawski. Gdy trójkę trafił Stępień, przewaga gości stopniała do jednego punktu. Ostatnie kilkanaście sekund przed końcem i dajemy się złapać na faul. Szablewski nie myli się dwukrotnie i SMK odskakuje na trzy. Sekundy topnieją. Zostało pięć? Dwie? Ale wtedy zimną krwią popisuje się Sobkowiak. Trafia z dystansu. Szał radości! Mamy dogrywkę!
Znów jest nadzieja na wygraną! Niestety, nie ma już sił. A goście ponownie zaczynają od trójki. Na domiar złego, my nie wykorzystujemy wolnych, marnujemy tak trzy punkty. Co by było gdyby weszły? Matematycznie i tak byśmy przegrali, bo do zwycięstwa zabrało nam pięciu, być może jednak te celne wolne zmobilizowałyby drużynę. Tymczasem w końcówce dogrywki zgorzeleckie chłopaki po prostu już wyglądały na przegranych. I piekielnie zmęczonych. Cóż, nie udało się ograć drużyny Radka Czerniaka, ale z parkietu nasze Tury mogły zejść z podniesioną głową. Dali z siebie wszystko, walczyli.
- Zabrakło sił - podsumował mecz trener Marek Morawski. - Graliśmy w zasadzie w siedmiu. Mamy w zespole czterech kontuzjowanych graczy - tłumaczył. - Solidnie przepracowaliśmy świąteczno-noworoczną przerwę i przyznam, że liczyłem dziś na wygraną. Mówiłem chłopakom, że mają się bawić koszykówką, grać z luzem. Powtarzałem, że my możemy, oni muszą. Ale zabrakło luzu, bo zabrakło sił. Inna rzecz, że kiedy wysoko prowadzimy, a tak przecież było, wtedy już głowa w chmurach. A mecz trzeba grać cały, nie tylko we fragmentach. Trudno. Przegraliśmy. Ale wciąż cieszymy się koszykówką i gramy dalej - skwitował sobotni pojedynek szkoleniowiec Turowa.
PGE TURÓW ZGORZELEC - SMK LUBIN 91 : 95
(22:17, 26:20, 16:24, 21:24, d: 6:10)
PGE TURÓW: Sobkowiak 11, Rejman 10, Stępień 9, Krzemiński 18, Fudziak 32, Morawski 8, Wierzbicki 3
SMK LUBIN: Bunkiewicz 7, Iłowski 19, Jamroży 2, Banier 20, Madeja 8, Szablewski 32, Macowicz 7