Brawo! Ta wygrana nam się po prostu należała :) Okey, może nie dlatego, że chłopaki znad Łużyckiej Nysy tak pięknie zagrali, bo ich boiskowy występ miał górki i dołki jak sinusoida prądu generowanego przez turbiny elektrowni Turów, ale bardziej dlatego, że na zwycięstwo we własnej hali, tuż przed świętami i w ostatnim ligowym meczu w tym cholernym 2020 roku, bardzo czekali kibice. I po nerwowej czwartej kwarcie doczekali się. I były uśmiechy przed komputerami i do smartfonów tych, którzy oglądali transmisję live środowego meczu. I były uśmiechy, i życzenia wesołych świąt tych, którzy mieli to szczęście być w hali przy ulicy Lubańskiej. Ale zanim o tym jak do nich doszło, kilka słów tytułem wyjaśnienia.
Turów przegrał z WKK Wrocław 83-72 na wyjeździe 5 grudnia i był to mecz 10 kolejki grupy B trzeciej ligi mężczyzn. W środę, 16 grudnia, Turów wygrał 75-71 z WKK Wrocław i był to zaległy mecz 3 kolejki, rozegrany dopiero teraz z powodu... COVID. Wcześniej bowiem nie mogło dojść do spotkania obu drużyn z powodu kwarantanny kilku graczy z Wrocławia.
W kwestii „graczy z Wrocławia” trudno się oprzeć drobnej dygresji, bowiem środowemu starciu towarzyszył plotkarsko ciekawy niuansik - w ekipie z WrocLove wystąpiło przeciwko „kolegom z podwórka” dwóch zgorzeleckich graczy: siedemnastoletni Paweł Pietryk i o rok młodszy Maciek Zabłocki. Rzut oka w statystki i leciuteńko zabarwiona złośliwością konstatacja, że krzywdy czarno-zielonym w tym meczu nie zrobili. Pierwszy zakończył grę z zerowym dorobkiem punktów, drugi zapisał na swoim koncie zaledwie 3 oczka.
Natomiast w drużynie PGE Turowa prawdziwym bombardierem okazał się Czarek Fudziak, który spod kosza, z dystansu i z wolnych nawtykał wrocławianom aż 27 punktów. Nie można tego nie napisać... jego wyczucie gry i boiskowa dojrzałość są dla młodej, zgorzeleckiej drużyny wprost bezcenne. Podobnie jak zaangażowanie i boiskowe doświadczenie Maćka Rejmana. Panowie „chapeau bas” przed wami. Bo to właśnie ten duet poprowadził Turów do wygranej w tym meczu.
Zaległy pojedynek z WKK otworzył celną trójką Sobkowiak już w pierwszej minucie gry i trzeba niestety odnotować, że były to jedyne punkty zgorzeleckiego zespołu w kolejnych pięciu minutach kwarty. A wrocławianie rozbrykali się po boisku niczym Tygrysek do spółki z Prosiaczkiem. Zdobyli z rzędu 13 punktów przedzierając się przez naszą dziurawą obronę jak samoloty RAF-u nad Drezno w czterdziestym piątym. Gdy różnica sięgnęła 10 punktów a trener Morawski skorzystał z czasu, czarno-zielona machina wreszcie się odblokowała. Fudziak, Krzemiński i Rejman zaczęli seriami trafiać i stratę udało się odrobić, a ostatecznie zakończyć kwartę nawet jednopunktowym prowadzeniem.
Druga odsłona to mocny „kick down” naszych Turów i festiwal rzutów za trzy Maćka Rejmana, który zza łuku trafił w tej części gry aż trzykrotnie. Skuteczne były też wejścia pod kosz Czarka Fudziaka. Pif-paf i na przerwę schodziliśmy wygrani o 15, było 39 do 24.
Tyle tylko, że to nie zawsze dobrze wygrywać aż tyle po połowie, bo bywa, że razem z powrotem zawodników na boisko wchodzi z nimi rozprężenie. I w środę właśnie tak było. Jakby się naszym biegać nie chciało, jakby już wygrali. I jeszcze ta fatalna skuteczność z wolnych... Nic dziwnego, że wrocławiaki skorzystali z okazji i doszli nas na dziewięć. A potem, na początku czwartej kwarty parli dalej - dwie celne trójki z rzędu i kilka udanych rzutów za dwa. W Turowie zrobiło się nerwowo. Liczby się wyrównały w 8 minucie ostatniej odsłony. Było 64-64. Pachniało dogrywką albo co gorsza znów frajerską przegraną w końcówce. Na szczęście mamy w drużynie Fudziaka, który faulowany pod koszem przy decydujących rzutach wolnych wykazał się zimną krwią i celną ręką. I choć na chwilę straciliśmy przewagę i to goście byli bliżsi zwycięstwa, to jednak boiskowy spryt chłopaków znad Nysy i konsekwentne rozgrywanie akcji zespołem, bez solowych fajerwerków, pozwoliły odzyskać prowadzenie i dowieźć tę ważną wygraną wprost pod choinki wszystkich zgorzeleckich kibiców.
- Cieszę się bardzo z wygranej. Myślę, że znowu gdzieś tam uciekło parę oczek, które nie powinno - komentował po meczu przebieg gry trener Marek Morawski. - W drugiej połowie WKK postawiło nam cięższe warunki - zaczęli szczelniej bronić, my popełniać proste błędy, których popełniać nie powinniśmy. Znowu zaczęliśmy dyskutować, a przestaliśmy grać. Ale mimo to, ciesze się. W końcu utrzymaliśmy końcówkę, w końcu wygraliśmy końcówkę! Już dosyć mieliśmy wyrównanych meczy i schodzenia z parkietu jako pokonani. Myślę, że teraz w końcu zrozumieliśmy błędy, które popełnialiśmy w poprzednich meczach. Do końca zagraliśmy zespołem i to przyniosło efekt. Dziękuję moim graczom a wszystkim życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku.
PGE Turów Zgorzelec - WKK Wrocław 75-71 (18-17, 21-7, 16-22, 20-25)
PGE Turów: Sobkowiak 8, Rejman 19, Stępień 2, Koperek 3, Krzemiński 6, Fudziak 27, Morawski 5, Wierzbicki 5.
WKK Wrocław: Rosołowski 7, Kubiak 17, Bryniarski 8, Włodarczyk 22, Dochniak 11, Zabłocki 3, Stasieńko 3